Jakiś czas temu powiedziałam sobie, że w te święta zrobię jakąś wegetariańską potrawę, która będzie smaczna, wegetariańska, zdrowa, ni...

Blogmas 4/15 - Robię wegański pasztet!

/
0 Comments

   Jakiś czas temu powiedziałam sobie, że w te święta zrobię jakąś wegetariańską potrawę, która będzie smaczna, wegetariańska, zdrowa, nieskomplikowana i naprawdę prosta, bo, jak mojego kota kocham, jestem totalną sierotą jeśli chodzi o gotowanie. Do moich kuchennych osiągnięć należy to, że przegotowałam jajka, aż zrobiły się sine. A kiedyś nawet próbowałam zrobić mochi, czyli japońskie albo chińskie (w każdym razie azjatyckie) kluski. No niby przepis był prosty, ale potem musiałam zeskrobywać mieszankę mąki i wody z blatu. Myślicie, że to już koniec moich kuchennych przygód? Nie! Ale pozwolę sobie odejść z resztką godności i już przechodzę do tematu. Weszłam na stronę Jadłonomia i znalazłam przepis na pasztet z fasoli. Był dokładnie taki jak szukałam i tylko miałam nadzieję, że dam rade go zrobić. O, tutaj macie link.
   Oczywiście w swoim lenistwie i niezachwianej pewności siebie przepisałam tylko te czynności z mojego przepisu, które wydawały się ważne. Reszty miałam się domyślić. 

 Co zrobiłam najpierw

   Na początek włożyłam dwie szklanki fasoli do garnka z letnią wodą, żeby się namoczyło przez noc.



   Na drugi dzień ugotowałam tą fasolę, usmażyłam cebulę, jabłko i czosnek na patelni. 



   Przygotowałam sobie przyprawy. Oczywiście popełniłam ten sam błąd, co zawsze. Zapomniałam wcześniej sprawdzić, czy mam wszystkie składniki. Nie miałam płatków owsianych. Więc, żeby jeszcze bardziej utrudnić sobie moje życie, wzięłam płatki musli i wydłubałam z nich jakieś śmieci, czyli płatki kokosa i suszone owoce. I tutaj taka moja mała inicjatywa - rodzynki.



   Kiedy wszystko już się ugotowało, przyszła pora na mielenie. Okazało się, że gdybym włożyła wszystkie składniki do miksera, on by się rozwalił. Więc (z małą pomocą) użyłam maszynki do mielenia mięsa. Doprawiłam. I włożyłam do piekarnika, a raczej moja mama włożyła, bo ,,Nie będziesz sama używała tego piekarnika, jeszcze cały dom podpalisz''. I słusznie. 
   Trochę się tam ten pasztet podpiekł i wyjęłam go wcześniej, żeby się nie spalił. Spróbowałam i powiem wam, że nawet zjadliwe. I nawet dobre. Pasztet z wierzchu trochę się kruszy, ale kto by się tym przejmował? Jest pycha!



You may also like

Brak komentarzy:

Jeśli już tu jesteś, zostaw komentarz.

Obsługiwane przez usługę Blogger.